Co byście powiedzieli gdyby pierwsze spisane słowa w języku
polskim tak właśnie brzmiały?
Ostatnio dzięki Jarosławowi Mikołajewskiemu dowiedziałem się
jakie jest jedno z pierwszych znanych zdań w języku „protowłoskim”. W bazylice
San Clemente w Rzymie znajduje się fresk z XI w. Widzimy na nim sceny z życia świętego.
Fresk z XI w. w bazylice San Clemente. Źródło: Wikipedia.
Na jednej z nich poganie-prześladowcy, myśląc, że ciągną Klemensa, przeciągają
ciężką kolumnę. Ich zwierzchnik krzyczy do nich: „Fili de le pute, traite!” – co wypadałoby tłumaczyć (uwaga,
uwaga, oto debiut języka włoskiego): „ciągnijcie skurwysyny” – lub coś w tych
okolicach.
Jak wieść niesie jest to jeden z najstarszych znanychzapisów protowłoszczyzny (Lingua volgare).
Komentarzem do sytuacji na fresku jest łacińska wypowiedź samego świętego: Duritia(m) cordis vestri(s) saxa traere
meruistis. Co można przetłumaczyć mniej więcej jako: „Z powodu
zatwardziałości waszych serc, ciągnijcie teraz kamień/skałę”.
Fragment z wyróżnionym cytatem. Źródło: Wikipedia.
Z tego co udało mi się dowiedzieć, to cała scena jest
nieprzypadkowa i niepozbawiona poczucia humoru. Poganie mówią w języku
uznawanym za gorszy, symbolizujący także ich niższy poziom moralny tj. lingua volgare. Biskup natomiast, jako
przedstawiciel chrześcijaństwa i wysokiej kultury, przemawia w języku ludzi,
tj. po łacinie. Jak wiadomo to właśnie z lokalnych odmian łaciny: lingua volgare wykształciły się potem romańskie języki nowożytne, w tym
język włoski. Dowcip polega na tym, że oto niedoszli oprawcy są przekonani, że
mają już świętego, gdy tymczasem mają, dzięki cudownym interwencjom boskim,
kawał kamienia. I strasznie się z nim męczą.
Mikołajewski pisze, że Włosi nie cenzurują tego uroczego zabytku ich
kultury. Nie mam jak tego sprawdzić ale ponoć w ich podręcznikach dumnie stoi: „ciągnijcie
wy skurwysyny”. Jak myślicie: czy u nas pruderia narodowa nie wprowadziłaby cenzury?
Ministerstwo Oświaty przełknęłoby takie dziedzictwo?
Piszę o tym także dlatego, że chciałem napisać dwa słowa o
książce Mikołajewskiego. Chodzi o Rzymską
komedię. Jest to zbiór felietonów pisanych dla „Gazety Świątecznej” na
portalu Gazeta.pl wydanych przez Agorę (Warszawa 2011) w formie książki, która
ma być „dziennikiem przewodnikiem”.
Jarosław Mikołajewski, Rzymska Komedia, Agora, Warszawa 2011. Źródło: www.culture.pl
Przyznaję, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony pomysł na osobisty przewodnik, mówiący o
kulturze włoskiej oraz ciekawych i niebanalnych aspektach Rzymu brzmi ciekawie.
Kiedy weźmie się pod uwagę to, że autorem jest osoba kompetentna, tłumacz z
języka włoskiego, były dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie, pisarz, rzecz staje się
jeszcze bardziej intrygująca. We wstępie Mikołajewskiego przeczytałem, że:
W dobie tanich lotów i
śmiesznej archaiczności paszportów trudno dziś pisać o Rzymie z poczuciem, że
będziemy źródłem wiedzy jedynej. Nie ma żadnego powodu, by stylem autorskim
przetwarzać informację dostępną w przewodnikach Pascala.
Należałoby się zatem spodziewać osobistego, koneserskiego
przewodnika, który naprawdę wprowadza w ciekawostki z włoskiego świata i włoskiej
kultury. Brzmi wybornie. Niemniej, tak jak napisałem, sprawa nie jest taka oczywista.
Faktycznie niejednokrotnie Mikołajewski pisze o rzeczach naprawdę intrygujących
i niestandardowych. Choćby historia od której zacząłem swój wpis. Takiej
informacji naprawdę nie ma w przewodnikach. Jego obserwacje i wnioski na temat
kultury włoskiej i mentalności Włochów również bywają intrygujące. Ale! No
właśnie ale. Zacznijmy od początku. Kompozycję felietonów tworzy Boska komedia Dantego… Mamy więc
najpierw dwadzieścia cztery pieśni o wadach lub słabostkach rzymian, potem mamy pieśni z czyśćca a na końcu niebo. Z każdą pieśnią Dantego skojarzono jakąś opowieść o
współczesnym mieście.
Co powiecie?
Ja przez całą lekturę nie mogłem się uwolnić od wrażenia pretensjonalności
i arbitralności takiej kompozycji. Jak
niby Boska komedia i wędrówki Dantego
mają się do piłkarskich pasji rzymian? Paralele, które zarysowuje autor są moim zdaniem
naprawdę mało przekonujące. Dlaczego Dante? Dlaczego Boska komedia? Dlatego, że Włoch? Że będzie o wadach i zaletach?
Niestety mimo, że w książce można znaleźć wiele naprawdę ciekawych informacji i spostrzeżeń, to nijak nie mogłem przełknąć tego podstawowego pomysłu. Dodatkowo
całość jest dość pokaźnych rozmiarów. Czterysta gęsto zapisanych stron
musiałoby być naprawdę zajmujących, żeby nadawać się na dziennik-przewodnik,
który bierze się ze sobą w podróż. Ja wziąłem i mam mieszane uczucia. Pieśni są
nierówne. Niektóre sprawiają wrażenie jakby były pisane, bo trzeba było oddać
felieton na czas, podczas gdy inne są naprawdę zajmujące i można się z nich
sporo dowiedzieć. Być może zamiast czytać tę książkę „od a do z”, pieśń za
pieśnią, lepiej jest na wyrywki szukać sobie ciekawych fragmentów. Być może
właśnie o to chodzi, żeby przeglądając całość wybierać te fragmenty, które nas
w jakiś sposób zaintrygują.
Na koniec polecam zobaczyć rzeczony kościół San Clemente w
Rzymie. Z zewnątrz niepozorny kryje naprawdę interesujące skarby. Dwa kościoły
(widoczny z XII w., pod posadzką z VI i IX w.), podziemna kaplica boga Mitry i
pozostałości domus romana z III w. wraz z dostępem do wciąż działającego
fragmentu antycznej kanalizacji rzymskiej. Naprawdę warto!
M
Źródło: Wikipedia


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz